Red: Wracasz jeszcze myślami do sezonu 2014/15? (W tym sezonie Wojtek zaliczył debiut w ekstraklasie).

Wojciech Kalinowski: Podpisanie umowy z Górnikiem Łęczna, to było coś wielkiego. Przychodziłem z 5 poziomu rozgrywek do lidera I ligi, z aspiracjami na awans. Po pół roku zaliczyłem awans do Ekstraklasy. Wspaniali ludzie, niesamowite wspomnienia i cenne doświadczenie w mojej przygodzie. Po awansie zaliczyłem debiut i wszystko zapowiadało się fajnie, jednak po latach raczej dopada mnie refleksja co mógłbym zrobić, żeby ta przygoda na najwyższym szczeblu trwała dłużej. I oczywiście, że wracam myślami, jednak tylko wtedy jak ktoś mnie o to pyta, ponieważ skupiam się obecnie na tym co jest tu i teraz.

Czy sam debiut w ekstraklasie wywoływał u ciebie, jakieś dodatkowe emocje? Czy przyjąłeś, to po prostu, jako kolejny krok w karierze?

Sam debiut wywołał u mnie bardzo dużo pozytywnych emocji. Było to zaledwie kilka minut, jednak ten moment zapamiętam do końca życia. Potraktowałem, to jako sygnał od Trenera Szatałowa, że we mnie wierzy i mając na ławce bardziej doświadczonych zawodników, to jednak ja wchodzę na boisko.

Wspomniałeś wcześniej, że dopada cię refleksja na temat tego, co mogłeś zrobić, żeby pozostać na wyższym poziomie rozgrywkowym. Więc jakie masz przemyślenia na ten temat? Czy teraz z perspektywy czasu podjąłbyś jakieś inne decyzje?

Moj status zawodnika na mapie boiska bardzo szybko skoczył do góry. Może za szybko? Nie mam na myśli, to że mi odwaliło, jednak brak doświadczenia, a nawet takiej piłkarskiej pewności siebie spowodował, że ciężko było mi się przebić do pierwszego składu. Oczywiście debiut to niesamowity bodziec do dalszej pracy, ale miałem braki... szczególnie w defensywie. Jednak na wyższym poziomie mówi się, że to napastnik jest pierwszym obrońcą. Celowo byłem ustawiany w treningach na lewej obronie,  abym uczył się zachowania w defensywie. I z perspektywy czasu to bardzo cenne doświadczenie. Z czasem ta gra była lepsza, zaliczałem kolejne występy, ale każdy mecz Górnika (który w Ekstraklasie był underdoogiem), to była walka o każdy punkt. Sytuacja w tabeli nie dawała pola manewru, aby rotować składem. Wtedy miałem przyjemność grać z bardzo dobrymi piłkarzami. Nie byli to młodzi zawodnicy, jednak ich umiejętności, a przede wszystkim doświadczenie odgrywało kluczowe role w meczach. A może gdyby Trener Szatałow postawił właśnie na mnie, to zaszedłbym dużo dalej? A może byłem na Ekstraklasę po prostu za słaby? To bardzo trudne pytanie i nie zagłębiam się w tym. Nic nie dzieje się przypadkiem. Mam wspaniałe wspomnienia jeżeli chodzi o ten czas, ale teraz mam 27 lat i to ostatni gwizdek, żeby zaistnieć w piłce i po różnych okolicznościach uważam, że wszystko jest na dobrej drodze. Tak jak wcześniej powiedziałem skupiam się na tym co jest teraz. Zdrowie mi dopisuje, gram w Sokole na centralnym szczeblu. Jestem szczęśliwy i mam wspaniałych ludzi wokół siebie. Wierzę, że ciężka praca pozwoli mi osiągnąć wynik, żeby iść wyżej. Tym bardziej że jestem w Sokole, który ma bardzo dobrych zawodników, a przede wszystkim świadomy sztab szkoleniowy, który przez indywidualne podejście jest w stanie wydobyć z zawodnika jak najwięcej.

Jeszcze na chwilę zostańmy przy przeszłości. Przygotowując się do rozmowy natrafiłem w internecie, na zbiórkę pieniędzy, która została założona w poprzednim roku. Zebrane pieniądze miały być przeznaczone na twoją rehabilitację. Czy to był najtrudniejszy moment w twojej karierze, a może nawet i życiu?

Tuż przed podpisaniem kontraktu w Błękitnych Stargard zerwałem więzadło krzyżowe. To był najtrudniejszy moment. Okoliczności tej kontuzji spowodowały,  że nie było mi dane mi grać na wyższym poziomie. Jednak wsparcie przyjaciół, znajomych, rodziny, a przede wszystkim Huberta Błaszczaka mojego menagera, który był pomysłodawcą zbiórki, dało mi wielką siłę oraz zobaczyłem ile osób we mnie wierzy. Trafiłem też do najlepszego lekarza w Polsce i do pełnej sprawności doszedłem po 8 miesiącach. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć że urazu doznałem 15 lipca 2019 roku, a 15 lipca 2020 roku podpisałem kontrakt w Sokole, wiec jednak było mi dane wrócić.

To musiał być bardzo trudny czas dla ciebie, ale jeszcze sporo lat grania przed tobą. Jak ocenisz ten swój początek w Sokole? Jesteś zadowolony z roli, jaką odgrywasz w zespole?

Każdy zawodnik chce grać w pierwszym składzie. Na tym polega zdrowa rywalizacja, która podnosi umiejętności… właśnie tak jest w Sokole i mimo, że częściej wchodzę z ławki, to uważam że dołożyłem swoją cegiełkę w kilka zwycięstw. Miałem udział przy kilku bramkach, dołożyłem kilka asyst, a teraz czekam na gola. Przede wszystkim Trener Jacek tworzy taką atmosferę w zespole, że każdy czuje się ważny i przydatny.

Na co stać Sokół w tym sezonie? Awans do pierwszej ligi, to realny cel?

II liga jest bardzo nieprzewidywalna. Poza aspektami typowo piłkarskimi potrzebne jest też szczęście oraz sprzyjający fart, aby ugrać wynik. Mamy za sobą mecze, w których po dobrej grze tracimy bramki w ostatnich minutach, gubiąc punkty. Taka jest właśnie piłka, jednak zawsze skupiamy się na najbliższym meczu. Jesteśmy po zwycięstwie z Chojniczanką, pokazaliśmy się z bardzo dobrej strony, a takie zwycięstwa budują pewność siebie oraz morale zespołu.

Najlepsze mecze w tym sezonie graliście z teoretycznie najsilniejszymi rywalami. Z czego to może wynikać? Czy lepiej wam się gra, jak nie jesteście faworytem?

Do każdego meczu podchodzimy tak samo, ale każdy przeciwnik w tej lidze jest inny. Inaczej gra się z Garbarnią ustawioną w kompakcie na własnej połowie, a inaczej z odkrywającymi się Wigrami, grającymi atak pozycyjny. Dużo też siedzi w naszych głowach, ale fakt mamy patent na spadkowiczów z I ligi i takie zwycięstwa z faworytami są budujące.

Wcześniej wspomniałeś o rywalizacji o pierwszy skład. Powiedz czy ta rywalizacja między wami jest ostra czy raczej opiera się na szacunku? Bo wyglądacie ogólnie na bardzo zgraną grupę i na boisku i poza nim.

Atmosfera w zespole jest naprawdę świetna. Nie miałem jeszcze okazji być z tak zgraną ekipą. Co do rywalizacji… to każdego z nas cechuje wielka ambicja, ale przez wzajemny szacunek, rywalizacja jest zdrowa i tak jak powiedziałem wcześniej podnosi ona nasze umiejętności.

Zauważyłem, że często gracie w wolnym czasie w gry planszowe. Zdradź trochę kulisów, kto wygrywa, a kto jest zwykle na "szarym" końcu?

Całą zajawką zaraził nas Kamil Zalewski. Ja nie jestem planszówkowym świrem, ale Adaś Dobosz, Łukasz Święty, Sebek Rugowski i Dawid Wolny, to mocna ekipa. Jak grają to się pali. Jest przy tym dużo emocji, ale tez i śmiechu. Fajna forma spędzania czasu, dodatkowo pobudza kreatywność i myślenie.

Super, ale zdradź, jaki jest wynik końcowy tych waszych potyczek?

W planszówkach, jest  jak w II lidze. Każdy z każdym może wygrać, ale najbardziej nerwy puszczają Kacprowi Dereniowi (śmiech).

Czego Wojtek Kalinowski życzy sobie na dalszą część sezonu?

Życzę sobie jak najwięcej minut i statystyk, aby pomoc zespołowi uzyskać jak najlepszy wynik w tabeli.

Rozmawiał: Rafał Herman

 

Kategorie: klub